Bywa tak, że największym wrogiem na polu zawodowym wcale nie jest konkurencja a setki stereotypów, które wdarły się w nasze umysły. Na niektóre profesje reagujemy więc alergicznie, utożsamiając ich istnienie ze złem koniecznym. Jednym z ofiar tego procesu jest agent ubezpieczeniowy. Jak zapobiec tej fali nienawiści?
„Dziękuję nie jestem zainteresowany” – to najczęstsza reakcja na wiadomość , że do naszych drzwi właśnie zapukał agent ubezpieczeniowy. Bywa tak , że odmowa zawiera liczne inwektywy. Firmy wysyłają więc swoich pracowników na liczne szkolenia, które mają poprawić ich miesięczny wynik. Tam dostają listę trików, które gwarantują sukces w walce o prowizje. Agenci uczą się więc sztuki sprzedawania polegającej na zrozumieniu ludzkich stanów emocjonalnych i relacji między nimi. Firmy szkoleniowe zbierają żniwo a opinia w dalszym ciągu się utrwala. Dlaczego? Czy sztuczki przedstawione przez doświadczonych coach\’ów są nieskuteczne? Otóż sedno sprawy tkwi w narzucanych przez firmy limitach. U podstaw swojej ubezpieczeniowej kariery, agent dostaję założenia, które musi spełnić . Ma na to miesiąc. 30 dni , aby przekonać klientów do oferowanego produktu. Czas mija, nachodzimy olejnych potencjalnych klientów a mimo to większość rozmów kończy się fiaskiem. W związku z tym oszukujemy, kręcimy, powoli nasze dążenia do celu przypominają te przysłowiowe „po trupach”. Jak zapobiec takiemu stanowi rzeczy? Czy profesja agenta jest z góry skazana na porażkę? Nie koniecznie! Warto skupić się na samym procesie kontaktu z klientem, aby odkryć nowe lądy ubezpieczeniowej drogi. Najdziwniejsze wśród sprzedawców jest to, że są przekonani o tym ,że mają „wciskać” produkt. Tak na prawdę ich prawdziwą pracą jest stworzenie warunków, które wywołają zmianę emocjonalną u kupującego a to wszystko w atmosferze szczerości i uczciwości. Jeżeli nawet uda nam się osiągnąć cel, złapiemy klienta, który po czasie stwierdzi że wcisnęliśmy mu bubla to wróci opinia o zakłamanym, bezwzględnym agencie.